Witam,
Moja tłusta skóra na twarzy wymaga ciągłego oczyszczania z nagromadzonego sebum. Pomimo, że ciągle jest sezon grzewczy i skóra miejscami się przesusza, tak błyszczenie u mnie cały czas się pojawia zwłaszcza na czole. Z racji, że lubię poznawać nowości kosmetyczne - tak w mojej pielęgnacji pojawiła się ONA -> Odnawiająca Maseczka & Peeling Glacial Glow (Blask Lodowca) marki Fablab na bazie Glinki Lodowcowej z Nowej Zelandii - to polinezyjski wysoce skuteczny zabieg rewitalizująco-oczyszczający skórę twarzy. Swoją drogą kiedyś w rodzinie miałam osobę, która przez jakiś czas mieszkała w Nowej Zelandii :) Wracając już do owej maseczki, to produkt z wyższej półki, bo jej koszt to 250 zł za pojemność 60g. Bardzo się też ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że poznam ją dzięki portalowi Uroda i zdrowie.
Jej główny składnik to Glinka Lodowcowa należy do najczystszych glinek na świecie. Ma naturalnie ujemny ładunek, który powoduje przyciąganie dodatnio naładowanych toksyn w skórze. Dzięki temu wiązaniu, glinka usuwa i pochłania szkodliwe toksyny ze skóry poprzez swoją zdolność do stymulowania niedoboru. Proces ten pozwala na najgłębsze oczyszczenie naskórka i poprawia równowagę mikrobiomu.
Po procesie ekstrakcji toksyn, Polinezyjsckie lecznicze składniki roślinne, takie jak Kawakawa, Manuka, Horopito i Tamanu, rozpoczynają działanie regeneracyjne, a wspaniały Oczar Wirgilijski zmniejsza pory do minimum, zostawiając skórę miękką, gładką i nawilżoną od pierwszego użycia.
Wreszcie, gdy Twoja skóra otrzyma mega detoks i pełną regenerację, której potrzebuje, możesz następnie zwilżyć maskę wodą i delikatnie wmasować mikro cząsteczki pumeksu w skórę. To ostatecznie wypoleruje i wyciągnie wszystkie toksyny, które zostały poprzednio wyciągnięte przez glinkę co doda skórze dodatkowego blasku.
- maska jest mega skuteczna
- "totalnie niewinna"
- różnicę czuć już po pierwszej aplikacji
- bezpieczna dla skóry wrażliwej
- posiada vegańską formułę
- ma brak sztucznych zapachów
- posiada ekskluzywne ceramiczne opakowanie
Maseczka zapewnia:
- detox, nawilżenie, delikatne rozjaśnienie skóry, zmniejszenie porów oraz reguluje sebum i błyszczenie
To było niesamowite uczucie przy pierwszym kontakcie nałożenia maseczki na twarz. A do aplikacji dołączony był niewielki, specjalny silikonowy pędzelek, który był w zestawie. Bardzo ułatwiał on aplikowanie maski na skórę. Sama w sobie maska jest raczej gęsta, jak przystało na taką konkretną glinkę. Szybko też zastygała na skórze. Trzyma się ją ok. 20 minut. Producent przestrzega, że pojawi się uczucie mrowienia i jest ono normalne, co oznacza, że zaczyna się akcja oczyszczająca. U mnie nie wystąpiło, żadne uczucie mrowienia, czy pieczenia, dopiero przy zmywaniu maski miałam zaczerwienioną skórę, a to za sprawą dość ostrego peelingu, który przy zmywaniu masuje się okrężnymi ruchami w celu złuszczenia martwego naskórka. Po zdzieraczkach takich zazwyczaj skóra jest chwilowo czerwona, ale to znika. Jeśli jednak, coś uczulającego się pojawi na skórze, producent zaleca o natychmiastowe zaprzestanie korzystania z produktu. Jeśli używamy maski pierwszy raz można wypróbować ją na małym fragmencie skóry. Ja raczej nie próbowałam, a od razu zabrałam się za aplikowanie na buźkę.
Znałam do tej pory i używałam różne glinki i także z końcowych efektów byłam zadowolona - ale ta glinka marki Fablab na bazie Glinki Lodowcowej z Nowej Zelandii, zaskoczyła mnie na tyle, by móc o niej powiedzieć wielkie wow. To jest petarda! Oczywiście jest to odczucie na mojej skórze, ale myślę, że posiadaczki tłustej skóry wiedzą najlepiej jak czasami skóra się męczy od nadmiaru sebum, czy codziennego błysku. Mając makijaż cały dzień ja np. marzę by go zmyć i zrobić oczyszczający rytuał, gdzie moja skóra odpocznie i zacznie swobodnie oddychać. Efekty tak naprawdę zauważyłam po pierwszym użyciu, a było to przede wszystkim dogłębne oczyszczenie, detox skóry, a zarazem nawilżenie. Oczyszczenie było takie, jakbym dostała całkiem nową czystą, nieskazitelną odnowioną skórę. Naprawdę super uczucie. Do tego ten peeling na końcówce, kiedy nadchodzi moment zmywania maseczki. Tu czułam konkretne drapanko, właśnie takie jakie lubię. Maseczka przy systematycznym stosowaniu sprawdzi się na wszystkie niedoskonałości, czy wypryski, wyrówna też koloryt skóry oraz zlikwiduje ogólnie takie zmęczenie na twarzy. Mi zależy też na oczyszczeniu zaskórników, które gdzieś mi tam zaczynają się pojawiać (chyba wiem co mnie ostatnio zapchało, o tym niedługo napiszę).
Wrażenia u mnie są pozytywne, dopiero jestem na początku używania i poznawania tej maseczki, ale czytałam, że to małe opakowanie, starcza nawet na kilka miesięcy. Myślę, że to zależy od ilości nakładania jej jednorazowo i jak często mamy takie potrzeby, by po nią sięgać. Forma peelingu jaki też tu spotykamy, nie jest wskazany, by często robić takie zabiegi złuszczające, dlatego u mnie dwa razy w tygodniu w zupełności wystarczą.
Kochani, jeśli jesteście zainteresowani koniecznie poczytajcie o składnikach aktywnych tej maseczki, a są one niesamowite. (aktywne składniki) Myślę, że koszt takiej maski co do jej jakości, działania i wydajności jest raczej w porządku. Nieco drogi to fakt, ale na samą myśl, że składniki pochodzą z tak daleka i są prawdziwe, a przede wszystkim bogate w swoje właściwości to dochodzi się do wniosku, że warto w taką jedną i porządną maskę zainwestować.
pozdrawiam,
Donna
Glinka lodowcowa... brzmi ciekawie!
OdpowiedzUsuńUlala, jak petarda to muszę wypróbować. Zapisuję post :)
OdpowiedzUsuńUlala, ale ma bogaty skład. No i efekty bardzo zachęcające :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że już na początku stosowania jesteś zadowolona z tego produktu.
OdpowiedzUsuńNie znałam wcześniej ale wygląda super ! Chyba muszę się jej przyjrzeć : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Będę musiała wypróbować! Widać, warto :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam efekt, jaki dają glinki na mojej twarzy. Wielki plus też za połączenie jej z drobinkami peelingującymi.
OdpowiedzUsuń