Witam,
W obecnej pielęgnacji mam dwa peelingi co ciała, których używam na zmianę, ale oba z nich nie są tymi moimi 'naj'. Dziś o pierwszym z nich, czyli cukrowym peelingu do ciała Bielenda zmysłowa wiśnia. Nie jest tak naprawdę zły, bo zapach, konsystencja są w porządku, jedyny jego minus to parafina w składzie, za którą to nie przepadam. Jak spisuje się owy peeling i za co go polubiłam oprócz parafiny? - zapraszam na małą recenzję.
Opis:
Cukrowy peeling do ciała o zapachu zmysłowej wiśni to idealny sposób na poprawę wyglądu i kondycji skóry. Pojemność 200 g
Działanie: Peeling został wzbogacony o olej z czarnej porzeczki o silnych właściwościach regenerujących, przeciwstarzeniowych i ochronnych na skórę. Peeling skutecznie wygładza, zmiękcza i odnawia naskórek, poprawia mikrokrążenie, ujędrnia i uelastycznia skórę. Intensywny zapach zmysłowej wiśni poprawia samopoczucie i nastraja pozytywnie.
Efekt: Podaruj swojej skórze owocową pielęgnację i uczyń swoje ciało pięknym, pachnący, zmysłowym i bardzo apetycznym.
Stosowanie: Peeling wmasowywać w wilgotną skórę przez kilka minut, w zależności od potrzeb, dokładnie spłukać. Po zastosowaniu peelingu zaleca się użycie Masła do ciała zmysłowa wiśnia.
Moja opinia:
Lubię takie oto pojemniczki na zakrętkę, bo dobrze i wygodnie oraz do samego końca bez problemu wydobywa się z nich produkt. Do tego taki dziewczęcy kolor różu i ładna etykieta zwraca na siebie uwagę. Po odkręceniu było zabezpieczające sreberko, czyli nikt wcześniej nie dotykał peelingu bezpośrednio. Tuż po otworzeniu wydobywa się przepiękny wiśniowy zapach taki hmm słodko-kwaśny, bardzo przypominający soki wiśniowe mojej mamy. Nie jest to zapach chemiczny, ale bardzo przyjemny i taki ooowocowy. Podobny też do lodów czy owocowych wiśniowych zimnych jogurtów.
Produkt ma 200 g pojemności. Starcza na kilka konkretnych aplikacji, jeśli wykonujemy peeling całego ciała. Ja czasami peelinguje też tylko same łydki, kolana czy łokcie. Tam gdzie skóra jest nieco grubsza i wymaga lepszej pielęgnacji, by nie była np. przesuszona.
Drobinki są wielkości cukru (bo to cukrowy peeling) więc takie średniej wielkości. Czasami wykonuję masaż peelingiem na sucho i wtedy nieco peeling drapie, potem kapnę odrobinę wody i już wtedy drobinki robią się mniejsze, a martw naskórek delikatnie się ściera. Lubię to uczucie 'drapania' jednak wszystko się kończy kiedy to zaczynam spłukiwać peeling z ciała i wtedy pojawia się 'tłusta powłoczka' której nie lubię i chyba w żadnym peelingu z parafiną nie polubię. Oczywiście wspomagam się później żelem pod prysznic, czy mydełkiem dove, którą to powłoczkę zmywa i wtedy moja skóra robi się wygładzona, delikatna i miła w dotyku.
Peeling polubiłam za:
- przepiękny zmysłowy wiśniowy zapach
- ładny kolorek samego peelingu jak też opakowania i etykiety
- za jego wydajność
- za delikatną skórę
Nie polubiłam za:
- parafinę i tłustą powłoczkę
Do peelingu mam też masło do ciała z tej samej serii, ale póki co moja pielęgnacja ciała dot. mazideł jest tak ogromna, że zużywam to co mam zaczęte. Wiśniowe masełko będzie na inny czas. A co u Was gości aktualnie z peelingów do ciała? Lubicie wiśniowe kosmetyki?