31 maj 2025

„Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety” - poruszający reportaż Agaty Jankowskiej od Wyd. Wielka Litera.

Witam,



Nowość wydawnicza, obok której nie sposób przejść obojętnie Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety autorstwa Agaty Jankowskiej, wydana przez @wielkalitera, jest już dostępna w księgarniach. To poruszający reportaż o kobiecej walce z uzależnieniem, o upadku i powstawaniu na nowo. Osobiście nigdy nie miałam problemu z alkoholem, nawet symboliczna lampka wina od święta to dla mnie rzadkość. Ale w mojej dalszej rodzinie był przypadek, gdzie alkohol zniszczył życie… i była to kobieta. To doświadczenie uświadamia mi, jak realny i nieprzewidywalny potrafi być nałóg. Co musi dziać się w psychice człowieka, by doprowadzić się do takiego stanu? Ta książka nie tylko porusza, ale i otwiera oczy na problem, który często bywa przemilczany, szczególnie w kontekście kobiet.


Dziennikarka Agata Jankowska w swojej najnowszej książce „Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety” oddaje głos tym, które często przez lata milczały - kobietom, które przeszły przez piekło uzależnienia, a dziś dzielą się swoimi historiami jako dowód na to, że można się podnieść i rozpocząć nowe życie. Uzależnienie to choroba, która nie zna granic, nie wybiera ze względu na wiek, pozycję społeczną, wykształcenie czy płeć. Mimo to wiele osób wciąż wierzy w krzywdzące stereotypy, przez co kobiety zmagające się z alkoholizmem często pozostają w cieniu, ukrywając swój problem przed światem bez realnego wsparcia ze strony bliskich i bez dostępu do odpowiedniej opieki psychologicznej i medycznej.

W pierwszej części książki poznajemy poruszające, często wstrząsające, ale też inspirujące historie kobiet, które odważyły się mówić, jak Marta Markiewicz, znana z książki „Bez dragów i alko jestem nudna”, oraz inne, które występują anonimowo: Laura, pracowniczka sektora dyplomacji; Katarzyna, specjalistka od marketingu; i Anna – mama i pracowniczka działu HR. Każda z nich pokazuje inny wymiar uzależnienia i inną drogę do trzeźwości, ale łączy je jedno – ogromna siła, by powiedzieć: „dość”.

Druga część to rzetelna, ekspercka analiza uzależnienia z perspektywy różnych dziedzin. Swoimi doświadczeniami i wiedzą dzielą się m.in. psychoterapeutka uzależnień Dorota Woronowicz, toksykolog Eryk Matuszkiewicz, antropolożka Dorota Dias-Lewandowska, socjolożka Justyna Klingemann, seksuolog Andrzej Gryżewski i psychiatra Andrzej Silczuk. To specjaliści, którzy codziennie towarzyszą osobom w najtrudniejszych momentach życia, pomagając im odbudować siebie i odzyskać kontrolę.


To książka ważna, potrzebna i prawdziwa Pokazuje, że uzależnienie to nie wstyd, lecz choroba, z którą można i trzeba walczyć. „Soberlife” to nie tylko reportaż, to ważny społeczny głos i otwarte zaproszenie do rozmowy, którą powinniśmy zacząć już dawno. To książka, która może poruszyć, skłonić do refleksji, a dla niektórych stać się początkiem prawdziwej zmiany.

Wpis przy współpracy reklamowej z wydawnictwem Wielka Litera. 
#współpracareklamowa 


A Wy, co o tym myślicie? Czy potrzebne są takie książki Czytaliście już „Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety” albo inne reportaże o uzależnieniach? Dajcie znać w komentarzach jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.


pozdrawiam,
Donna

27 maj 2025

Jak oswoić temat śmierci? „Ze śmiercią im (nie) do twarzy” - książka Anny Matusiak, wyd. Wielka Litera

Witajcie


Nigdy nie wiemy, kiedy ktoś z naszych bliskich odejdzie. Śmierć potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie, zostawiając nas z tysiącem niedopowiedzianych słów, nieprzeżytych chwil i emocji, na które zabrakło czasu. To temat trudny, bolesny, ale nieunikniony, bo prędzej czy później dotknie każdego z nas. Dlatego tak ważne jest, by nie wypierać go z myśli, nie udawać, że nas nie dotyczy, lecz próbować się z nim oswoić. Powoli, po swojemu. Sama coraz częściej wracam do tych refleksji… zwłaszcza od momentu, gdy niedawno karetka zabrała z domu jedną z bliskich mi osób. W jednej chwili wszystko zwolniło. W głowie pojawiło się wiele obaw, niewypowiedzianych pytań i czarnych scenariuszy. Myśli o stracie, o kruchości życia, o przemijaniu i o tym, co naprawdę ważne, gdy wszystko inne przestaje mieć znaczenie.

Zaczęłam wtedy intensywniej szukać odpowiedzi, pocieszenia, zrozumienia. I właśnie wtedy trafiłam na książkę Anny Matusiak - "Ze śmiercią im (nie) do twarzy", wydaną przez wydawnictwo @wielkalitera. To wyjątkowa publikacja, nie tylko pod względem tematu, ale i formy. Książka napisana jest w formie poruszających wywiadów z osobami, które z różnych powodów spotkały się ze śmiercią twarzą w twarz: osobiście, zawodowo, emocjonalnie.


Książkę czyta się z łatwością, ale nie bez emocji. Każda rozmowa to inna historia, inne spojrzenie na śmierć, inne doświadczenie. Niektóre fragmenty skłaniają do refleksji, inne wzruszają do łez. To lektura, która nie pozostawia obojętnym. Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że to książka nie dla każdego, bo kto chciałby z własnej woli sięgać po coś, co dotyczy odchodzenia? Ale prawda jest taka, że śmierć dotyczy nas wszystkich. I każdy z nas, czy tego chce, czy nie będzie musiał się z nią kiedyś zmierzyć: najpierw jako świadek czy towarzysz, a kiedyś także jako bohater tej ostatniej swojej drogi.

Opis wydawcy:
Ze śmiercią im (nie) do twarzy – O ŚMIERCI Z PROFESJONALISTAMI

Jak to jest odprowadzać dusze w zaświaty? Być lekarzem odpowiadającym na pytania, które najlepiej, gdyby nigdy nie padły? Albo trzymać za rękę osobę, która lada dzień odejdzie ze świata żywych?

Anna Matusiak przeprowadziła szczere rozmowy z ludźmi, których praca w sposób fizyczny lub duchowy jest związana z umieraniem. Na trudne, budzące lęk i szokujące pytania odpowiedzieli m.in. medium, właściciel zakładu pogrzebowego, ksiądz, negocjator policyjny, psycholożka w hospicjum, archeolog sądowy i tarocista.

Śmierć dotyczy każdego z nas, dlatego dobrze o niej rozmawiać. Zebrane w tej książce wywiady pomagają złamać tabu otaczające ten temat i oswoić lęk przed odchodzeniem. Uczą także, jak pełniej i piękniej żyć.


Anna Matusiak w delikatny, ale jednocześnie bardzo świadomy sposób pokazuje, że śmierć nie musi oznaczać tylko końca. Może być również początkiem innego rodzaju obecności, nowego etapu w relacji, którą mamy z kimś, kto odszedł. To także opowieść o żałobie tej trudnej, osobistej, ale również o nadziei, o sile bliskości, o tym, jak ważne jest po prostu być przy drugim człowieku, słuchać, milczeć razem i trwać. Ta książka może być ogromnym wsparciem dla tych, którzy przeżywają stratę, próbują poukładać w sobie ból po odejściu kogoś bliskiego. Ale to także ważna i potrzebna lektura dla tych, którzy chcą nauczyć się, jak towarzyszyć jak być przy kimś, kto gaśnie, jak mówić „jestem”, kiedy brakuje słów, i jak nie bać się tego, co nieuniknione.

"Ze śmiercią im (nie) do twarzy" to książka mądra, głęboka i bardzo osobista. Nie daje gotowych recept, ale pozwala zrozumieć więcej - zarówno o śmierci, jak i o życiu. O tym, co w nim najważniejsze, co zostaje z nami na dłużej niż jakiekolwiek słowa. To jedna z tych książek, które zostają w sercu na długo po przeczytaniu ostatniej strony.

Wpis przy współpracy reklamowej z wydawnictwem Wielka Litera.
#współpracareklamowa


A Wy kochani, czytaliście już książkę "Ze śmiercią im (nie) do twarzy" Anny Matusiak? Czy czujecie, że jesteście gotowi zmierzyć się z tematem odchodzenia…? A może sami doświadczyliście już żałoby i chcecie podzielić się tym, co Wam wtedy pomogło? Wasze doświadczenia mogą być wsparciem dla innych, jeśli czujecie się gotowi, podzielcie się nimi w komentarzu.


pozdrawiam,
Donna

26 maj 2025

Smak dzieciństwa w nowym wydaniu - długa rurka od "MAKO", która podbija serca gości!

Witam,



Są takie smaki, które zostają z nami na całe życie, przywołują wspomnienia, wywołują uśmiech i na moment przenoszą nas do beztroskiego dzieciństwa. Dla mnie takim smakiem są rurki z bitą śmietaną, które rodzice kupowali mi w niewielkiej budce niedaleko rynku. Może miałam wtedy 8 -10 lat... To był nasz mały rytuał. Co niedzielę, po spacerze albo mszy, obowiązkowo odwiedzaliśmy to miejsce i delektowaliśmy się chrupiącą rurką wypełnioną słodką, puszystą masą. Ten smak, ta struktura, to radosne oczekiwanie… wszystko to głęboko zapisało się w mojej pamięci i do dziś wywołuje ciepłe uczucia.

Dziś, jako dorosła kobieta, z dumą kontynuuję ten słodki rytuał w nieco zmienionej formie. Kiedy odwiedzają mnie goście, często sięgam po sprawdzony przysmak - po długie rurki cukiernicze od "MAKO", które momentalnie znikają z talerza. To idealna propozycja do kawy, na rodzinne spotkanie, ale też wtedy, gdy chcę sama sprawić sobie odrobinę przyjemności bez konieczności pieczenia.


Rurka długa "MAKO" - chrupiąca klasyka cukiernictwa!

Producent słodyczy "MAKO" od lat specjalizuje się w tworzeniu wysokiej jakości wyrobów cukierniczych, a ich długie rurki z masą cukrowo-białkową to absolutny hit. Cienka, delikatna skorupka z wafelkowego ciasta zachowuje perfekcyjną chrupkość, a wnętrze wypełnione jest słodką, puszystą masą - sprawia ona, że każdy kęs to czysta przyjemność. To połączenie klasyki z nowoczesnym podejściem do cukiernictwa - prostota składników idzie tu w parze z doskonałym wykonaniem. Choć to nie są tradycyjne rurki z bitą śmietaną, które pamiętam z dzieciństwa, mają w sobie ten sam urok.

Rurki "MAKO" są bardziej trwałe, nie wymagają przechowywania w lodówce (tylko w suchym i chłodnym miejscu), a mimo to nie tracą na świeżości. Dzięki temu można po nie sięgnąć w dowolnym momencie bez przygotowań i bez czekania.


Rurki pakowane są w wygodne opakowanie zawierające aż 28 sztuk, co czyni je doskonałą opcją na większe przyjęcia, spotkania rodzinne czy uroczystości. Ich trwałość również zasługuje na uwagę, data ważności sięga około miesiąca, co przy tak pysznych produktach jest i tak okresem, w którym… znikają znacznie szybciej!

To, co najbardziej cenię w tych długich rurkach, to ich uniwersalność. Smakują zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Słodycz masy białkowo-cukrowej jest dobrze zbalansowana, nie jest chemiczna, ani nie przytłaczająca. Dzięki temu nawet osoby, które na co dzień ograniczają cukier (tak jak ja), mogą pozwolić sobie na jedną rurkę jako małe co nieco – bez wyrzutów sumienia. Dodatkowo chrupiąca powłoka i świeżość utrzymują się naprawdę długo. To dowód na to, że "MAKO" wie, co robi, a robi to dobrze.

Kiedy poczęstowałam gości długimi rurkami cukierniczymi od "MAKO", usłyszałam „Ojej, pamiętam takie z dzieciństwa!” i to właśnie sprawiło mi największą radość. To nie tylko deser, to wspomnienia, które wracają z każdym chrupnięciem, to uśmiech, który pojawia się mimowolnie.

Wpis przy współpracy reklamowej z marką MAKO.
#współpracareklamowa


Kochani, jeśli marzycie o powrocie do smaków dzieciństwa w eleganckim, nowoczesnym wydaniu – rurka długa "MAKO" będzie strzałem w dziesiątkę. Zachwyca smakiem, estetyką i chrupkością. Idealna na co dzień, do kawy i na wyjątkowe chwile. Z całego serca polecam, nawet dla kogoś takiego jak ja, kiedy ograniczam słodycze - bo każdy zasługuje na chwile słodkiej przyjemności. 

Macie swój ulubiony słodki deser z dzieciństwa?


pozdrawiam,
Donna


25 maj 2025

HiPP Babysanft Pure Water - chusteczki wodne odpowiednie od 1. dnia życia.

Witam,



Wiosenny spacer, wyjazd do babci, zakupy z maluchem czy po prostu codzienna pielęgnacja - każda okazja jest dobra, by mieć pod ręką coś naprawdę delikatnego i skutecznego.

Ostatnio mieliśmy okazję przetestować Chusteczki wodne nawilżane HiPP Babysanft Pure Water i muszę powiedzieć jedno, to był strzał w dziesiątkę! Od razu stały się stałym elementem naszej wyprawki i towarzyszą nam dosłownie wszędzie, w domu, w samochodzie, na spacerze i w podróży. To produkt, który pokocha każda mama (i każda dziecięca skóra!).


Dlaczego akurat te chusteczki tak bardzo nas ujęły?

- 99,9% wody i tylko dwa składniki - minimum składników, maksimum bezpieczeństwa! Bez kompromisów. Bez zbędnych dodatków. Tylko to, co naprawdę potrzebne.
- Odpowiednie już od 1. dnia życia, co daje ogromny spokój - wiemy, że możemy ich używać bez obaw nawet przy najbardziej delikatnej, noworodkowej skórze.
- Są nieperfumowane, biodegradowalne, wykonane z włókien 100% naturalnego pochodzenia, bez parafin, silikonów, olejków eterycznych.
- Mają neutralne pH, więc są idealnie dopasowane do skóry dziecka, nie podrażniają, nie przesuszają, są łagodne i naprawdę delikatne.

Ale to jeszcze nie wszystko!
W opakowaniu znajduje się 48 chusteczek, idealna ilość na codzienne użytkowanie. Chusteczki są mięciutkie, przyjemne w dotyku, bardzo dobrze nasączone, dzięki czemu nie trzeba trzeć czy poprawiać. Są też wytrzymałe, ponieważ nie rwą się podczas wyciągania ani używania, co przy dziecku naprawdę ma znaczenie! Mają również wygodny klik-klapkę, która skutecznie chroni przed wysychaniem i ułatwia korzystanie jedną ręką (co, jak wiemy, jest często koniecznością). Opakowanie ma subtelną, stonowaną kolorystykę, która jest naprawdę przyjemna dla oka, czyli prosto, estetycznie, tak jak lubię.


Ich uniwersalność sprawia, że używamy ich nie tylko przy przewijaniu, świetnie sprawdzają się do przetarcia rączek po zabawie na placu, buzi po jedzeniu, czy nawet małych plamek na ubranku. To taki codzienny must-have, który naprawdę ułatwia życie i daje poczucie komfortu, że mamy przy sobie coś sprawdzonego, naturalnego i skutecznego. Owe chusteczki poznaliśmy w ramach projektu @trnd_polska i od tego momentu nie wyobrażamy sobie naszej codziennej pielęgnacji bez nich. Kiedy można mieć produkt bezpieczny, skuteczny i wygodny w użyciu, wybór jest oczywisty!

#współpracareklamowa dla @hipp.polska


A Wy, kochani rodzice, jakie produkty zawsze macie w torbie lub wózku? Macie swoje pielęgnacyjne must-have’y, bez których nie wychodzicie z domu? Dajcie znać!

#delikatnoschipp #kosmetykihipp #hippbabysanft #hipppolska #mamapoleca #kosmetykidlaniemowlat #chusteczkinawilżane #trnd



pozdrawiam,
Donna

23 maj 2025

NOWOŚĆ - Czekoladowy moment relaksu z FITOS CHOCO od Kupiec.

Witam,



Zdarza się, że trafiają do mnie książkowe nowości prosto od wydawnictw i dlatego mam tę wyjątkową przyjemność regularnie sięgać po nowe książki, które zasilają moją domową biblioteczkę. Każdy kolejny tytuł to obietnica przygody, refleksji lub chwili tylko dla siebie. Jednocześnie rośnie też lista czytelniczych zaległości, dobrze mi znane uczucie, kiedy stosik książek rośnie szybciej, niż jestem w stanie czytać. Ale nie narzekam, bo to właśnie w czasie lektury najbardziej odpoczywam. Czytanie to dla mnie forma oderwania się od codzienności, a jednocześnie moment głębokiego relaksu.


Lubię celebrować te chwile. Zanim zanurzę się w opowieść, w poradnik psychologiczny, czy książkę kulinarną przygotowuję swój ulubiony kącik, czyli wygodne miejsce - koc, aromatyczną kawę i coś do pochrupania. Takie drobne rytuały sprawiają, że czas z książką staje się jeszcze przyjemniejszy. Ostatnio w moje ręce trafiła nowość od marki Kupiec FITOS CHOCO i… przepadłam!


Te lekkie, czekoladowe wafle momentalnie stały się moim ulubionym dodatkiem do porannej kawy i książki. Mają nie tylko świetny smak, ale też dobry skład, ponieważ są wegańskie, bezglutenowe, z niską zawartością cukru. Idealne, kiedy chcemy zadbać o siebie, a jednocześnie nie rezygnować z chwili słodkiej przyjemności. FITOS CHOCO mają przyjemną, chrupiącą konsystencję i delikatnie czekoladowy posmak - intensywny, ale nieprzytłaczający, dzięki czemu nie zasładzają nawet przy kilku kęsach. To właśnie ten rodzaj drobnego umilacza, który potrafi zmienić zwykły poranek w coś wyjątkowego. W połączeniu z ulubioną książką tworzą duet idealny. Coś czuję, że FITOS CHOCO na długo zostaną ze mną jako nieodłączna część moich czytelniczych rytuałów.

Wpis przy współpracy reklamowej z marką Kupic.
#współpracareklamowa 


Kochani, czy znacie już wafle czekoladowe FITOS CHOCO od Kupiec? To naprawdę smaczna i lekka przekąska, która świetnie sprawdza się jako coś słodkiego bez wyrzutów sumienia. Idealna do kawy, na spacer, do szkoły, czy do pracy.

Ja już się w nich zakochałam i z czystym sumieniem polecam Wam spróbować tę nowość, która zasługuje na uwagę! Szukajcie produktów Kupiec w sklepach i koniecznie dajcie znać, jak Wam smakowało, a może już je znacie?

#zdrowaradosczycia #poranaziarno #kupiec


pozdrawiam,
Donna

22 maj 2025

Majowe bestsellery w dniach 07.05 - 27.05. Garnier i Mixa w promocji - tylko w Rossmann!

Witam,



Maj to czas, kiedy przyroda rozkwita w pełni, dni stają się dłuższe i cieplejsze, a my, nie ukrywajmy mamy większą ochotę na zmiany. To także doskonały moment, by zrobić mały przegląd swojej kosmetyczki. Może warto odświeżyć niektóre produkty, dodać coś lekkiego, pachnącego i skutecznego, co idealnie wpisze się w wiosenno-letnią pielęgnację? Jeśli podobnie jak ja uwielbiacie pielęgnacyjne odkrycia i nie możecie oprzeć się dobrym okazjom, koniecznie zajrzyjcie do najbliższej drogerii Rossmann! Właśnie ruszyła wyjątkowa promocja na wybrane kosmetyki marek Garnier i Mixa, a wśród nich znajdziecie moje sprawdzone polecajki jak i kilka nowości, które już zdążyły mnie pozytywnie zaskoczyć.

To idealna okazja, by zaopatrzyć się w kosmetyki do codziennej pielęgnacji twarzy i ciała - mają one delikatne formuły, piękne zapachy i skuteczność, za którą tak można pokochać Garnier i Mixa!

Zapraszam na przegląd kilka perełek, które zdecydowanie warto dorzucić do koszyka, zarówno jeśli planujecie letnie wyjazdy i potrzebujecie sprawdzonej mini-pielęgnacji, jak i wtedy, gdy po prostu szukacie czegoś, co poprawi Wam nastrój przy wieczornej rutynie.

Promocja trwa tylko przez ograniczony czas, więc nie zwlekajcie z zakupami!


„Skorzystaj z promocji w drogeriach Rossmann w dniach 07.05 - 27.05. Garnier z serii Pure Active czyli gorącą nowość Plasterki na niedoskonałości Pimple Patch oraz Nawilżającą Emulsję Oczyszczającą kupisz w promocyjnej cenie - nie zapomnij też o Mixa UREA CICA REPAIR+ i serum Mixa Lab! Oczywiście to nie wszystko o Twoje włosy zadba - nowa seria Keratin Sleek. Psssst… Nie przegap tej okazji!”

Brzmi kusząco? Bo naprawdę warto!

Plasterki Garnier Pimple Patch to nowość, którą pokocha każda skóra walcząca z niespodziankami - działają szybko, są dyskretne i skuteczne. Emulsja oczyszczająca z tej samej serii to zaś świetny wybór na codzienne, łagodne oczyszczanie bez przesuszania skóry. Nie sposób też nie wspomnieć o marce Mixa, która od lat cieszy się zaufaniem osób z wrażliwą i wymagającą skórą. Krem UREA CICA REPAIR+ to prawdziwy ratunek dla przesuszonej skóry, a serum Mixa Lab zaspokoi potrzeby nawet najbardziej kapryśnej cery. I coś dla włosomaniaczek – nowość, którą koniecznie musisz poznać: Keratin Sleek. Ta linia zadba o gładkość, blask i miękkość Twoich włosów – bez puszenia i elektryzowania.

Nie przegap tej okazji, masz czas do 27 maja, a z taką promocją naprawdę warto zrobić małe (albo większe!) zapasy.


Do Rossmanna… marsz! 😊

#garnier #mixa #skincare #haircare @garnierpolska @mixa_polska @purebeauty_pl


pozdrawiam,
Donna

Bezy Pavlova "MAKO" - deser idealny do kawy i na przyjęcia.

Witam,



Odwiedziny u mojej babci w dzieciństwie zawsze kojarzyły mi się z wyjątkowymi deserami, a wśród nich królowały bezy - delikatne, chrupiące z wierzchu, a w środku cudownie miękkie i słodkie. Babcia najczęściej serwowała je w towarzystwie świeżych sezonowych owoców - truskawek, malin czy borówek, które doskonale przełamywały intensywną słodycz bezy. Ten smak, ta tekstura i ten zapach pozostały w mojej pamięci na zawsze, jako symbol domowego ciepła i kulinarnej miłości.

Mimo tej pięknej kulinarnej historii sama nigdy nie odważyłam się upiec bezy, bo wydawało mi się to zbyt skomplikowane, wymagające precyzji i cierpliwości. Choć wszyscy powtarzają, że przepis jest prosty, ot, ubite białka z cukrem i odrobina cierpliwości przy pieczeniu, to ja jednak wolałam podziwiać je na talerzu niż próbować je stworzyć.


Na szczęście z pomocą przychodzą gotowe wypieki, które można mieć zawsze pod ręką, idealne na nagłe zachcianki, niespodziewanych gości czy deserową chwilę przy kawie. Ostatnio miałam przyjemność spróbować gotowych bez od marki "MAKO", która od lat specjalizuje się w produkcji wysokiej jakości wyrobów cukierniczych, w tym właśnie bez. To, co mnie ujęło, to ich smak... no naprawdę zbliżony do domowego. Bezy PAVLOVA są lekkie, kruche, odpowiednio słodkie i mają ten charakterystyczny, lekko ciągnący środek, który tak bardzo kojarzy mi się z wypiekami mojej babci.


Jak można przeczytać na stronie producenta:
„Najprostszy przepis na bezę to oczywiście ubita na sztywno piana z białek jaj z dodatkiem cukru. W zależności od temperatury pieczenia można uzyskać bezę kruchą i pustą w środku (wysoka temperatura pieczenia) lub lekko ciągliwą (niższa temperatura pieczenia). Ten wyrób można spożywać pod wieloma postaciami. Doskonale komponuje się z wszelkiego typu masami i kremami.”

I rzeczywiście gotowe bezy od "MAKO" dają ogromną swobodę w tworzeniu deserów. Można je podać klasycznie z bitą śmietaną i owocami, wykorzystać jako dekorację do tortów czy ciast, albo przygotować mini Pavlovy na przyjęcie. Są piękne, efektowne i przede wszystkim pyszne. Dla mnie to idealne połączenie tradycji i wygody. Dodatkowo też ze względu na wysoką zawartość cukru, bezy nie są dla mnie codziennym deserem, ale od czasu do czasu, na małe „co nieco” w dobrym towarzystwie, z przyjemnością po nie sięgam. Najbardziej lubię bezę Pavlova w duecie z gorzką, czarną kawą, bo to połączenie idealnie równoważy słodycz, która w nadmiarze mogłaby szybko zasłodzić moje podniebienie.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji spróbować kochani gotowych bez od "MAKO", to serdecznie Was do tego zachęcam! To idealne rozwiązanie, gdy marzy się o słodkim deserze bez spędzania godzin w kuchni. Szczególnie polecam opakowanie zawierające aż 34 sztuki. Jest to świetna ilość na domową imprezę, rodzinne spotkanie czy wizytę niespodziewanych gości. Bezy w takim pudełku są zawsze świeże, chrupiące i mają długą datę ważności, więc można je spokojnie przechowywać i sięgać po nie wtedy, gdy najdzie nas ochota na coś wyjątkowego. 

Ja podaje bezy Pavlova solo.

Wpis przy współpracy reklamowej z marką "MAKO"


A u Was co dziś dobrego na deser do kawy? Dajcie znać, po co najchętniej sięgacie, gdy przychodzi Was ochota na coś słodkiego. :D


pozdrawiam,
Donna

21 maj 2025

CICA Care od Floslek - dermokosmetyki, które uratowały moją podrażnioną skórę.

Witam,



Są takie momenty, kiedy skóra dosłownie woła o pomoc, jest przesuszona, ściągnięta, podrażniona lub wygląda na zmęczoną i matową. Właśnie wtedy najbardziej doceniam kosmetyki, które nie tylko pielęgnują, ale też realnie przynoszą ukojenie i wspierają regenerację. I dziś chcę opowiedzieć Wam o linii, która idealnie odpowiada na te potrzeby to CICA Care od marki Floslek.

Markę Floslek znam od lat i z przyjemnością do niej powracam. To jedna z tych marek, na których zawsze mogę polegać - ich produkty sprawdzają się w mojej pielęgnacji niezawodnie, a oferta jest tak bogata, że każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od potrzeb skóry. Serię CICA poznałam po raz pierwszy i bardzo się cieszę, że dałam jej szansę. Już od pierwszych użyć wiedziałam, że to będzie coś wyjątkowego. Jej niebieska szata graficzna od razu przyciąga wzrok i budzi pozytywne skojarzenia. Jest estetyczna, spokojna i przyjemna dla oka, doskonale oddaje kojący charakter produktów. Wyróżnia się na tle innych kosmetyków, a jednocześnie emanuje delikatnością i świeżością.

Miałam okazję dokładnie poznać trzy produkty z tej serii:
- kojąco-nawilżające cicaSERUM,
- kojąco-regenerujący cicaBALSAM,
- miejscowy cicaKREM.

To trio stworzyło spójną i skuteczną pielęgnację, która realnie pomogła mojej skórze w trudniejszych momentach. Zapraszam serdecznie kochani na dzisiejszy wpis z serią Cica Care.


To dermokosmetyki stworzone z myślą o skórze wymagającej: przesuszonej, łuszczącej się, z powierzchownymi podrażnieniami czy objawami AZS. Każdy z produktów ma lekką, przyjemną formułę, bazującą na ekstrakcie z wąkrotki azjatyckiej znanej z właściwości regenerujących i kojących. Składy są naprawdę imponujące: 95–97% składników pochodzenia naturalnego, a jednocześnie bezpieczeństwo potwierdzone możliwością stosowania już od 3. roku życia.


Moim osobistym faworytem z tej linii stało się cicaSERUM!

To serum absolutnie skradło moje serce i na stałe zagościło w mojej rutynie pielęgnacyjnej. Po dokładnym zapoznaniu się z całą serią wiem, że to właśnie ten kosmetyk spełnia wszystkie moje oczekiwania i odpowiada na realne potrzeby mojej skóry, szczególnie teraz przy kapryśnej, wietrznej pogodzie.

Dlaczego go pokochałam?

- ma cudowną, aksamitną konsystencję, taką kremowo-mleczną, lekką, ale otulającą,
- jest całkowicie bezzapachowe, co bardzo cenię w produktach przeznaczonych do skóry wrażliwej,
- po aplikacji delikatnie natłuszcza skórę, ale bez uczucia lepkości, daje przyjemne, jedwabiste wykończenie.
- działa błyskawicznie, bo przynosi natychmiastowe ukojenie, łagodzi podrażnienia, wspiera regenerację.
- pipetka to dodatkowy plus pozwala precyzyjnie dozować odpowiednią ilość kosmetyku.

Stosuję to serum zawsze wtedy, kiedy moja skóra daje mi znać, że coś jest nie tak, czyli po dniu spędzonym na wietrze, po nieprzespanej nocy, kiedy widzę, że traci blask lub jest odwodniona i „zmęczona”. CicaSERUM działa jak taki mój osobisty opatrunek, ponieważ koi, łagodzi, przywraca komfort i równowagę. Co ważne, świetnie współgra z innymi etapami pielęgnacji zarówno z kremami, jak i makijażem.


A jak sprawdziły się pozostałe produkty z linii CICA Care?

Zdecydowanie warto zwrócić uwagę na cicaBALSAM ma bogatszą formułę i świetnie sprawdza się jako nocna kuracja regenerująca. Czasami zmagam się z suchymi, podrażnionymi miejscami na skórze, zwłaszcza w okolicach karku, gdzie pojawia się łuszczenie i odruch drapania. Postanowiłam posmarować te zaczerwienione miejsca tym balsamem i byłam pozytywnie zaskoczona, szybko się wchłania, przynosi wyraźną ulgę, a po kilku dniach skóra stała się wyraźnie bledsza, gładsza i przestałam mieć potrzebę jej drapania.

Z kolei miejscowy cicaKREM to szybka pomoc punktowa na przesuszone partie, zaczerwienienia, drobne otarcia czy zmiany skórne. Choć ma tylko 20 ml pojemności, jest kremem bardzo wydajnym. Wystarczy jego niewielka ilość, by pokryć problematyczne miejsca. Formuła jego oparta jest w 95% na składnikach pochodzenia naturalnego i działa naprawczo już po pierwszym użyciu. Skóra wyraźnie się uspokaja, zaczerwienienia bledną, a uczucie dyskomfortu znika niemal natychmiast.

To, co łączy wszystkie trzy produkty, to uniwersalność, bo można je stosować nie tylko na twarz, ale również na ciało. Cieszę się też, że są odpowiednie również dla dzieci, czyli to oznacza, że mogę dzielić pielęgnację z moją rodziną, mając pewność, że są bezpieczne i skuteczne. Podsumowując…CICA Care to linia, która łączy wszystko to, czego szukam w dermokosmetykach: naturalne składy, skuteczne działanie, bezpieczeństwo i przyjemność stosowania. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona, jak szybko zauważyłam poprawę kondycji skóry: większe nawilżenie, mniej podrażnień, gładsza, bardziej elastyczna cera/skóra na ciele.

Jeśli zmagacie się z przesuszeniem, łuszczeniem, AZS, szukacie kosmetyków, które rzeczywiście działają i przynoszą ulgę, to serdecznie polecam dać szansę tej serii. To nie tylko skuteczna pielęgnacja, ale też ogromna przyjemność w codziennym rytuale dbania o skórę.

Wpis przy współpracy reklamowej z marką Floslek.
#współpracareklamowa


Znacie kochani już linię CICA Care od Floslek? Macie swoich ulubieńców? Koniecznie dajcie znać!


pozdrawiam,
Donna

20 maj 2025

CURAPROX 5460 Ultra Soft i arbuzowa pasta Be You to skuteczna pielęgnacja jamy ustnej dla zdrowego uśmiechu.

Witam,



Piękny i zdrowy uśmiech to nie tylko kwestia estetyki, to przede wszystkim pewność siebie, dobre samopoczucie i świadomy sposób dbania o siebie. Na blogu często wspominam o higienie jamy ustnej, dzieląc się moimi opiniami nowych past, czy szczoteczek, które mam okazję poznać. Dla mnie codzienna pielęgnacja jamy ustnej to coś znacznie więcej niż rutyna, to ważny element dbania o zdrowie, który wpływa na cały mój dzień.

Z ogromną radością przyjęłam więc wiadomość o wyróżnieniu w testach #klubrecenzentki Wizaz.pl, dzięki którym mogłam przetestować produkty marki Curaprox - marki, którą od dawna chciałam bliżej poznać i kojarzę z wysoką jakością oraz innowacyjnością, a do tej pory nie miałam jeszcze okazji wypróbować ich produktów. W ramach testu trafił do mnie losowy zestaw składający się z dwóch produktów: kultowej szczoteczki CURAPROX 5460 ultra soft oraz pasty do zębów Be You o smaku arbuza z lodowatą świeżością. Choć na co dzień korzystam ze szczoteczki sonicznej, to ta manualna wersja była dla mnie bardzo ciekawą odmianą i muszę przyznać, że naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła.


To, co wyróżnia tę szczoteczkę Curaprox 5460 ultra soft, to przede wszystkim liczba włókien, ma ona ok. 5460 ultracienkich włókien Curen (a to aż 10 razy więcej niż w tradycyjnych szczoteczkach!). Tworzą one niezwykle gęstą, miękką powierzchnię czyszczącą, która z jednej strony jest wyjątkowo delikatna dla dziąseł, a z drugiej skuteczna w usuwaniu płytki nazębnej. Nie powoduje podrażnień, nie szarpie, nie zostawia nieprzyjemnego uczucia „szorowania”. Zamiast tego delikatnie masuje dziąsła i dosłownie poleruje powierzchnię zębów, tak jak tego oczekuje od szczoteczki. Dla mnie, super i rewelacja! Dodatkowy plus to jej kolor. W moim zestawie znalazła się wersja w intensywnym żółtym odcieniu, który od razu poprawia mi humor o poranku. Mały detal, a naprawdę robi różnicę, bo poranna higiena może być nie tylko skuteczna, ale te po prostu przyjemna.

Drugim elementem zestawu była pasta do zębów Be You o smaku arbuza z lodowatą świeżością. To zdecydowanie coś innego niż klasyczne pasty miętowe i właśnie dlatego tak bardzo przypadła mi ona do gustu. Owocowy smak połączony z chłodzącym efektem daje wyjątkowe uczucie świeżości, które utrzymuje się długo po myciu. Ale to nie wszystko, bo pasta Be You chroni zęby przed próchnicą, redukuje nadwrażliwość i ogranicza powstawanie płytki nazębnej. Jej atutem jest też delikatne wybielanie. A co najważniejsze nie zawiera SLS, triclosanu ani mikroplastiku, co dla mnie jest ogromną zaletą.


Ten zestaw był dla mnie idealną okazją, by wyjść poza utarte schematy i dać szansę produktom, które wyróżniają się nie tylko designem, ale przede wszystkim jakością. Uwielbiam poznawać nowe rozwiązania w pielęgnacji jamy ustnej, zwłaszcza takie, które łączą innowacyjność z troską o zdrowie.

CURAPROX udowadnia, że higiena jamy ustnej może być jednocześnie delikatna, skuteczna i przyjemna. A uśmiech? Dzięki temu zestawowi z pewnością jeszcze bardziej promienny! Zdrowy uśmiech zaczyna się od małych kroków, a wybranie odpowiedniej pasty i szczoteczki to cały sekret zdrowych zębów.

Wpis przy współpracy reklamowej Curaprox i wizaz.pl
#współpracareklamowa


A Wy kochani znacie produkty CURAPROX?
Macie swoje ulubione szczoteczki i pasty, po które sięgacie na co dzień? Dajcie znać, czy jesteście team manualna szczoteczka, czy jednak wolicie nowoczesne soniczne rozwiązania?
Ciekawa jestem Waszych opinii!


pozdrawiam,
Donna

19 maj 2025

Radical - szampon wzmacniający w kremie. Czy pomaga na wypadanie włosów?

Witam,



Serię produktów Radical od marki Farmona znam i cenię od bardzo dawna. Co więcej, sięgałam po nie jeszcze zanim powstał mój blog, czyli ponad 13 lat temu. W tamtym czasie to właśnie kosmetyki Radical były moim pierwszym wyborem, szczególnie te ze skrzypem polnym, które zapadły mi w pamięć dzięki swoim ziołowym formułom i charakterystycznemu zapachowi.

Z ogromną satysfakcją obserwuję, jak przez lata seria Radical przeszła dużą metamorfozę, zmieniając się na lepsze, a jednocześnie nie tracąc swojego pierwotnego charakteru. Nowoczesne, estetyczne opakowania, bogatsze portfolio produktów, a przede wszystkim jeszcze bardziej dopracowane formuły, to wszystko świadczy o tym, że Radical potrafił pięknie rozwinąć się z duchem czasu.


Ucieszyłam się ogromnie, gdy w pudełku Pure Beauty z edycji Floral Delight znalazłam: Radical wzmacniający szampon w kremie, stworzony z myślą o wrażliwej skórze głowy i włosach z tendencją do wypadania. To była dla mnie prawdziwa niespodzianka i radość, bo od jakiegoś czasu miałam ten produkt na swojej liście do wypróbowania.

Przez lata miałam okazję przetestować wiele różnych szamponów przeciw wypadaniu włosów, dlatego wiem, że nie każdy produkt działa tak, jak czytam obietnice na opakowaniu. Jednak zawsze, gdy wracam do serii Radical, widzę stopniową poprawę, bo włosy zaczynają zdecydowanie mniej wypadać, a skóra głowy wyraźnie się uspokaja.


Jak podaje producent:
Radical to prawdziwy przełom w pielęgnacji włosów oraz w walce z wypadaniem włosów. Wzmacniający szampon w kremie do wrażliwej skóry głowy i włosów wypadających gwarantuje potrójną siłę działania: delikatnie, a przy tym skutecznie oczyszcza skórę głowy, zmniejsza wypadanie włosów oraz zapewnia optymalne nawilżenie.

Receptura stworzona z myślą o środowisku - zawiera o 30% mniej wody niż zwykły szampon. Jest skoncentrowana i przez to bardziej skuteczna.

- Ekstrakt ze skrzypu wyraźnie wzmacnia włosy i skutecznie zmniejsza ich wypadanie.
- Arginina wpływa pozytywnie na kondycję włosów, zapewniając bardziej intensywny i szybszy wzrost.
- Olejek z nasion lnu zapewnia poprawę nawilżenia skóry głowy oraz posiada właściwości kondycjonujące i wygładzające włosy.

Wzmacniający szampon w kremie Radical to gwarancja pięknych, zdrowych i mocnych włosów.

Efekt?
Piękne, zdrowe i mocne włosy, dogłębnie oczyszczone i nawilżone, pełne energii, witalności i blasku.

Składniki:
Aqua (Water), Glycerin, Sodium Cocoyl Isethionate, Stearic Acid, Palmitic Acid, Hydroxypropyl Starch Phosphate, Coconut Acid, Equisetum Arvense (Horsetail) Leaf Extract, Linum Usitatissimum (Linseed) Seed Oil, Arginine, Inulin, Sodium Isethionate, Caprylyl Glycol, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum (Fragrance).


Szampon mieści się w praktycznej, miękkiej tubie o pojemności 200 ml, zamykanej na klips typu klik, to wygodne rozwiązanie, szczególnie pod prysznicem. Ma bardzo przyjemną, gęstą konsystencję, rzeczywiście przypomina krem. Szampon zawsze rozprowadzam na mokrych włosach, delikatnie wmasowując go w skórę głowy, a następnie przesuwam produkt w dół, wzdłuż pasm włosów. Łatwo się spłukuje, nie obciążając włosów, co dla mnie jest dużym plusem. Zawsze wykonuję dwa mycia – pierwsze, by oczyścić skórę głowy z sebum, kurzu i codziennych zanieczyszczeń, a drugie, by składniki aktywne miały szansę lepiej zadziałać i wniknąć w strukturę włosa.

Ze względu na obecność delikatnych substancji myjących, szampon nie pieni się obficie jak klasyczne produkty drogeryjne, ale tworzy łagodną, kremową pianę, która podczas masażu uwalnia przyjemny, ziołowy aromat. To rytuał, który nie tylko pielęgnuje, ale też relaksuje.

Po kilku użyciach zauważyłam, że skóra głowy jest ukojona, a włosy wyjątkowo miękkie i sypkie. Produkt skutecznie oczyszcza, ale nie przesusza, to duża zaleta, szczególnie przy codziennej pielęgnacji.

Czy widzę efekty, jeśli chodzi o wzmocnienie włosów i ograniczenie ich wypadania? Zdecydowanie tak! To proces, który nie dzieje się z dnia na dzień, ale z każdą kolejną aplikacją zauważam, że włosów wypada mniej, a skóra głowy jest w lepszej kondycji. Myślę, że aby osiągnąć pełnię efektów, warto sięgnąć także po inne produkty uzupełniające z serii Radical, takie jak wzmacniająca mgiełka, odżywka czy serum do skóry głowy. W duecie (a najlepiej całym zestawie) działają one jeszcze skuteczniej, tworząc kompleksową pielęgnację, która wspiera włosy od nasady aż po same końce.

Moje włosy zawsze dziękują mi za to, że traktuję je delikatnie, dosłownie to widzę i czuję. Z każdym użyciem ziołowego, łagodnego kosmetyku ich kondycja wyraźnie się poprawia: są bardziej miękkie, mniej się plączą i znacznie rzadziej wypadają. Znam już dobrze tę różnicę, gdy sięgam po klasyczny drogeryjny szampon, niemal od razu odczuwam podrażnienie skóry głowy. I choć takie produkty często kuszą pięknym, „profesjonalnym” zapachem rodem z salonu fryzjerskiego, to efekt jest zazwyczaj krótkotrwały. Włosy może i wyglądają ładnie zaraz po myciu, ale szybko tracą formę, zaczynają się przesuszać i znów nadmiernie wypadają. Dlatego wracam do ziół one naprawdę służą moim włosom.

Wpis przy współpracy reklamowej z marką Farmona, Radical i Pure Beauty. 

Zachęcam kochani do wypróbowania serii Radical, szczególnie szamponu wzmacniającego w kremie, stworzonego z myślą o wrażliwej skórze głowy i włosach ze skłonnością do wypadania. To produkt, który naprawdę potrafi zrobić różnicę: wzmacnia włosy, pomaga im odzyskać zdrowy wygląd, a przy tym łagodzi podrażnienia i koi skórę głowy. Regularne stosowanie przynosi zauważalne efekty, dlatego warto dać mu szansę - zwłaszcza jeśli szukacie czegoś delikatnego, ale skutecznego.

Cieszę się, że ta nowość Radicala trafiła do pudełka Pure Beauty, bo dzięki temu miałam okazję ją poznać!


pozdrawiam,
Donna
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...