29 lut 2016

Pomadkowa, błyszczykowa rodzinka.

Witam,


Luźniejszy wpis na temat mojej pomadkowo-błyszczykowej rodzinki. Nie jest tego dużo, a może dla kogoś dużo - sama nie wiem. Dla mnie w sam raz, choć i tak wiemy, że pomadki czy błyszczyki nieco dużej schodzą nam w używaniu. Czasami coś kupie jak mi się podoba, a niektóre egzemplarze dostałam na spotkaniu blogerek. Mój aparat zawsze buntuje się jak ma zrobić fotkę pomadce, bo zawsze te zdjęcia nie wychodzą tak jakbym chciała - muszę to zmienić i częściej pokazywać kolorówkę, starając się aby w miarę dobrze było zrobione zdjęcie na zbliżeniu ust (bo nie mam extra aparatu i nie ma tej ostrości no wiecie, a byle czego nie chce pokazywać) Nieraz już poddawałam się i usuwałam masę fotek bo to nie nadawało się do pokazywania. Ale nie rozpisując się za wiele, przejdę do zdjęć... 


W błyszczykach królują czerwienie (lub zbliżone do czerwieni) trochę różu i jakiś nudziak i brąz.. 


Pomadki w używaniu:

Pomadki jeszcze nie używane:

Z pomadek znajdziemy tu takie firmy jak: Paese, Bell, Oriflame, Mac, Eveline, Golden Rose, Lily Lolo, Rimmel, Dr Irena Eris.
Z błyszczyków: Eveline, Paese, Celia, Sephora, Flormar, Joko, VIrtual, L'oreal


I tak wygląda moja rodzinka pomadek i błyszczyków hmm.
Chętnie pooglądam Wasze gromadki :D 



pozdrawiam,

Donna 

27 lut 2016

Maseczka Kleopatra Dermaglin natura dla skóry.

Witam,


Maseczka Kleopatra Dermaglin po opisie zachęca do wypróbowania. Ja swoją nałożyłam wczoraj w czasie kąpieli, więc tym razem odpuściłam zdjęcia na twarzy ;) Zresztą straszenie Was zielono-brunatnym kolorem na twarzy to chyba nie jest fajne :P Czas trzymania maseczki 15-20 minut więc na przyjemną kąpiel w sam raz. 


Moja opinia:
Maseczka podobna w kolorze do maseczki regenerującej, ale nieco inna w konsystencji i dotyku. Kleopatra jest jakby leciutko 'śliska' ponieważ to za sprawą miodu, olejku różanego i jedwabiu. Maseczka ta równie dobrze się rozprowadzała i spłukiwała. Szybciej też wysychała (porównując z maseczką regenerującą) Co do działania, po niej odczułam ukojenie na twarzy i takie załagodzenie małych podrażnień typu jakaś tam mała sucha skórka, czy lekkie zaczerwienienie skóry od wiatru. 


Tak samo mogę napisać, że maseczki w opakowaniu jest dużo i spokojnie wystarcza na dwa razy do zaaplikowania (tylko, że na opakowaniu producent zaleca używać produktu jednorazowo) Ogólnie lubię maseczki z glinkami, bo moja tłusta skóra nie tylko, że się oczyszcza, ale też pochłania nadmiar sebum i wiem, że przy systematycznym sięganiu po takie maski skóra jest w lepszej kondycji. Czasami ta 'systematyczność' nie sprawdza się u mnie i są chwile, że zapominam o maseczkach ale pracuje nad tym.


Gdybym miała porównać która lepsza regenerująca czy Kleopatra? 
Nie wskazałabym - bo obie są dobre.



pozdrawiam,

Donna 

Il Salone Milano szampon i maska do włosów suchych i zniszczonych.

Witam,


W moje pielęgnacji włosów zawitały dwa nowe profesjonalne włoskie produkty Il Salone Milano Szampon i maska do włosów suchych i zniszczonych. Lubię poznawać i używać nowości, ale gdyby nie to, że moja skóra głowy czasami się buntuje i się łuszczy to bym była bardziej zadowolona, a tak łuszczenie czasami potrafi utrudniać pielęgnację. Jak sprawdziły się produkty na moich włosach? Produkty, które są najczęściej wybierane przez najlepszych fryzjerów od 40 lat! Zapraszam na moją opinię.



Szampon:



Moja opinia:
Ostatnio w mojej pielęgnacji włosów pojawiło się kilka nowych produktów, nad którymi musiałam zrobić plan co i jak i kiedy stosować. I powiem Wam, że trwam przy tym i trzymam się tego. Ponieważ od jakiegoś czasu nie chodzę typowo do fryzjerów, bo u nich podcięcie końcówek 3 cm kończy się na 10 cm, więc straciłam zaufanie co do tych usług. Nie mniej jednak bardzo się cieszę, że takie produkty jak Il Salone Milano - produkty profesjonalne fryzjerskie mogę w zaciszu domowym sobie poznać i ocenić. Samo ich opakowanie już pokazuje Nam, że ich elegancja to zarazem skromność i prostota w etykiecie.


Maska:


Szampon do włosów suchych i zniszczonych to duża, stabilna butla o pojemności jednego litra. Bardzo spora i do tego bardzo wydajna. Przy moim używaniu starczy mi z pewnością na kilka miesięcy. Do tego moja ulubiona pompka, czyli higieniczna aplikacja, bez rozlewania czy brudzenia opakowania. Do oczyszczenia/umycia włosów jak dla mnie wystarczy pompka szamponu góra dwie. Tym bardziej, że już delikatne naciśnięcie powoduje wylewanie się szamponu i jeżeli naciśniemy kilkakrotnie to może wylać się znacznie więcej szamponu niż byśmy chcieli. Szampon pieni się dobrze, pachnie ładnie, przyjemnie, świeżo-kwiatowo. Szybko się spłukuje. Żeby nie plątał mi włosów używam maski regenerującej, którą nakładam na 5 minut, po czym spłukuje. Spłukiwanie przychodzi szybko i z łatwością, bo czuje jak włosy pod wodą już same się rozczesują. Przeważnie tak mam jak nakładam treściwszą odżywkę, czy odżywczą maskę, takie już mam włosy, że same pod wodą potrafią się rozczesać. Stają się wtedy bardzo wygładzone i miłe w dotyku. Dodatkowo gdy na sam koniec spłukuje zimna wodą, włosy stają się jakby takie 'jędrne' i mam pewność, że są dobrze umyte, dopieszczone maską i spłukane. 


Konsystencja szamponu jest iście perłowa i delikatna, taka aksamitna w dotyku natomiast maska jest biała i kremowa. Oba produkty razem ze sobą dobrze współpracują i sprawiają, że włosy lepiej się układają, nie elektryzują się, są miękkie w no i ta ich gładkość to można zauważyć już po pierwszym użyciu :) Miło mi się używa tego zestawu, bo świeżo-kwiatowy ich zapach pozostaje przez jakiś czas na włosach. Co do trwałości, czyli przetłuszczania się, nie wiem jak jest, ponieważ myję włosy często i na drugi dzień nie mam potrzeby myć ponownie swoich włosów, wystarczy że zepnę spinką/klamerką lub zwiążę w kucyk, chyba że mam rozpuszczone to wolę umyć, bo lepiej mi wtedy i odczuwam ten komfort czystości i świeżej czupryny.


Minusem takich produktów jak dla mnie przy dłuższym używaniu jest niestety wysuszony skalp, dlatego nie mogę używać ich codziennie. Dobrze jest móc od czasu do czasu umyć nimi włosy i zregenerować maską, ale nie codziennie. 


Widziałam już na innych blogach te produkty jak u Was się spisały?


pozdrawiam,

Donna  

26 lut 2016

So Pretty! Piękna Cera, Morelowy krem matujący - Soraya.

Witam,


Kremy ze Soraya nie goszczą w mojej pielęgnacji jakoś specjalnie i nawet nie pamiętam kiedy jaki miałam. Ten długo leżał na swoją kolej, ale doczekał się poznania i mogę go ocenić, tym bardziej, że większe pół słoiczka już zużyłam. To seria So Pretyy Piękna Cera Matt - morelowy krem matujący. Redukuje świecenie się cery, idealnie wygładza. Czy aby na pewno?


Składniki aktywne:
- Morelowy nektar owocowy suplement dla skóry, który dostarcza jej składników nawilżających i przyjemnie wygładza powierzchnię naskórka.
- Płynny jedwab przyjemnie otula skórę, nawilża, pielęgnuje, zapewnia poczucie komfortu. Dzięki niemu naskórek staje się jedwabiście gładki.
- Pudrowe sfery wyspecjalizowane cząsteczki, które pochłaniają nadmiar sebum z powierzchni skóry. Sprawiają, że cera jest matowa i nie świeci się.
Polecany do cery mieszanej i tłustej. Rekomendowany dla młodej cery.


Moja opinia:
Nie wiem jak to się dzieje, ale ten krem wyjątkowo szybko mi się zużywa. Konsystencja jego jest jakby pomarańczowo-różowa szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy. Jest to krem matujący i jego zadaniem jest matowienie, niestety u mnie ten mat trwa krótko, jakoś tylko 3-4 godzinki, po czym odczuwam świecenie zwłaszcza w okolicach czoła. Po samej aplikacji skóra jest bardzo miękka w dotyku, niestety po pół dnia potrzebuje oczyszczenia, lub użycie matującej bibułki. Ładnie pachnie, przyjemnie i nienachalnie. Czy pachnie morelowo? hm oj nie wiem, mi zapach moreli nie przypomina. Bardzo przypomina mi takie owocowo-słodkie cukiereczki. Do tego urocze opakowanie w serduszka jest naprawdę bardzo przyciągające. Ale jeśli miałabym ocenić kolorystykę, wg mnie nie pasuje ta ciężka czarna zakrętka do tego delikatnego różowego w serduszka słoiczka. Zabezpieczające sreberko daje mi pewność, że nikt wcześniej kremu nie otwierał. 


Podsumowując:
-  w moim przypadku krem matowi ale na krótko
- ładnie i przyjemnie pachnie
- konsystencja bardzo przyjemna, aksamitna, kolorowa
- szybko się zużywa (w porównaniu np. z kremem lirene, co ostatnio używałam)
- nie roluje się na twarzy
- nie podrażnia
- zauważyłam, że w niektórych miejscach potrafi nawet trochę wysuszyć cerę, bo pojawiły mi się suche skórki w okolicach nosa i ust.


Jak u Was z matowieniem, jeśli chodzi o tego typu kremy? Ja w swojej pielęgnacji mam jeszcze dwa inne kremy, które poznaje i o nich dam znać niedługo. Matują, ale nie do końca ten mat utrzymuje się tak długo jakbym chciała. Czy znajdę swój ideał matujący? 



pozdrawiam,

Donna  

25 lut 2016

Kilka pachnących umilaczy Kringle Candle i WoodWick.

Witam,


Zawitały dziś do mnie nowe zapachy ze sklepu icandle - świeczki daylight Kringle Candle i wosk WoodWick currant. Egyptian Cotton, Strawberry Lemonade, Fresh Air - to zapachy, które pięknie pachną i po pierwszym niuchnięciu najbardziej spodobał mi się ten pierwszy - egyptian cotton. Jak sprawdzą się świeczki w praktyce dam znać za jakiś czas.


A może znacie już któryś zapach?
Ciekawe czy te zapachy przebiją woski z YC ;)



pozdrawiam,

Donna  

24 lut 2016

Mały, szybki haul zakupowy.

Witam,


Weszłam do Rossmana po 'waciki' a przy okazji jeszcze to, jeszcze tamto i tak się uzbierało z jednej rzeczy kilka. Też tak macie? No ale cena wacików super, bo 140 sztuk za 1,99  warto wrzucić do koszyka :D W aptece dokupiłam dermokosmetyk z Pharmaceris oczyszczający płyn z serii T. Miałam kiedyś tą serie, ale tego płynu nie przypominam sobie, więc z chęcią wypróbuje :)


Z Bell kosmetyków dawno nie miałam, a że one ostatnio były na blogach opisywane, skusiłam się tylko na trzy. Lakier do paznokci nude 03, róż 02 i żel do brwi 01.


Oprócz tych drobnostek kupiłam jeszcze zapas past do zębów bo też były dobre ceny, więc jeśli macie braki w wacikach i pastach korzystajcie z promocji bo w tym tygodniu takowe w rossku są :)



pozdrawiam,

Donna  

23 lut 2016

Lawendowy peeling i żurawinowa sól do kąpieli - Mokosh.

Witam,


Na ostatnim spotkaniu blogerek miałam okazję zrobić samodzielny peeling do ciała z produktami Mokosh. Do tej pory w domu robiłam peelingi kawowe do ciała i czasami takie z olejkami eterycznymi. Za testowanie i używanie owego robionego peelingu zabrałam się już na trzeci dzień z racji, że to nie wielka porcja produktu. Moje odczucia jak peeling spisał się w praktyce?
 Zapraszam na wpis :) 

Peeling jaki ukręciłam był na bazie soli jodowo-bromowej, z olejem kosmetycznym macadamia, oraz z aromatyczną nutą lawendy. Nie chciałam mieszać zbyt wielu olejów, bo tłustych peelingów to ja nie lubię. 


Proporcje co do peelingu każda z Nas ustalała indywidualnie, ale, żeby dla każdej starczyło soli, z założenia miałyśmy dla siebie przydział dwie duże łyżki, natomiast oleje i olejki według własnego uznania. Bardzo dobre i świetne są takie ręcznie robione peelingi. Masaż taką solą z olejami i piękną nutą zapachową to coś wspaniałego. Siedząc w wannie, czy stojąc pod prysznicem, takie domowe zabiegi pielęgnacyjne na ciało uwielbiam. Skóra jest niesamowicie gładka, miękka w dotyku i taka milusia, zadbana, wypielęgnowana, martwy naskórek usunięty. Przy systematycznym robieniu peelingów poszarzała skóra nabiera promiennego blasku, robi się jaśniejsza, wyrównuje się koloryt, poprawia się krążenie, zmniejsza cellulit itp. Jednym słowem same superlatywy. Ale jeśli mam być szczera - to nie do końca podoba mi się ten efekt końcowy, gdy peeling musimy zmyć, gdyż odczuwam na skórze tą tłustą powłoczkę z oleju. Ja wiem, że to same dobrocie dla Naszej skóry, nawilżenie, odżywienie itp. To plus, bo już nie musimy nakładać np. balsamu, czy mleczka do ciała. Ale minus jak dla mnie, bo ta tłusta skóra, lepka kojarzy mi się z czymś z czym muszę się zmagać na twarzy. Skóra tłusta jest trudna w pielęgnacji, bo ciągle się świeci, więc gdy mam odczuwać to również po olejku na ciele to 'nie, nie' wolę użyć zwyczajnie jeszcze jakiś żelek do ciała pod prysznic, by zmyć tą warstewkę, a ciało później nawilżyć sobie masłem czy balsamem.


Oprócz peelingu dostałam również (też odsypaną) sól żurawinową do kąpieli, którą można zarówno używać i do kąpieli i do peelingów. 

Soli również był mały pojemniczek, ale wystarczył na kąpiel, którą sobie urządziłam i została mi jeszcze taka porcja na wymoczenie osobno stóp. Biała, drobna sól, szybko się rozpuściła w ciepłej wodzie. Do tego ten zapach - nie umiem opisać, ale pachnie słodko żurawią, owocowo. Przypominał mi cukierkowy jakby landrynkowy zapach, taki do zjedzenia. Podobał mi się. Fajna odmiana dla zbyt ciężkich zimowych zapachów.


Kręcicie domowe peelingi?
Jestem ciekawa jak pozostałe blogerki będące na spotkaniu czy wypróbowały już swoje pachnące zdzieraczki. 



pozdrawiam,

Donna

22 lut 2016

Woskowe zakupy i woskowy kot.

Witam,


Pouzupełniałam ostatnio zapachy woskowe YC. Nie mam ich jakoś dużo (ok. 11 całych te na zdj. i 30ści otworzonych) Całe wersje to woski kupione z myślą o mamie, bo ją zaraziłam manią woskową. Odkąd w domu mamy 3 kominki tak kuszą by w nich coś się zawsze paliło. Te zapachy, które u mnie kiedyś się paliły jej się podobały - tak więc i ja mogę sobie przypomnieć co poniektóre wersje.


Soft Blanket, Serengeti Sunset i zapachy z lawendą to Nasze ulubione. 


Natomiast moje pootwierane i wypalone w różnych częściach i kawałkach mam ok. 30stu. Robiłam w nich porządek i zawijałam w sreberka. Chciałam Was zapytać jak Wy przechowujecie pootwierane woski? i w czym? 


Na koniec trochę humoru :)
Dorinka też jest miłośnikiem wosków YC

Jak szykuje się do zdjęć ona towarzysz jest pierwsza :) 
i zawsze wyczuje jak mam świeżo wyprany biały koc ^^



pozdrawiam,

Donna
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...